Poznajcie historię Bartka, którą opowiada w momencie powstawania jego kolejnego tatuażu.
Kiedy otrzymałeś telefon z Fundacji DKMS, że ktoś potrzebuje Twojej pomocy – wahałeś się? Miałeś jakieś obawy czy byłeś pewny, że to dobra decyzja?
W pierwszym momencie byłem zszokowany całą tą sytuacją. Nie docierało do mnie tak naprawdę, z jaką prośbą dzwoni do mnie pracownik Fundacji. Nie byłem do końca świadomy, co się dzieje, więc poprosiłem o dzień do namysłu. Dziś bym się nie wahał ani sekundy. Muszę przyznać, że emocje były ogromne.Po tym jak dowiedziałem się wszystkich szczegółów, obaw nie miałem już żadnych. Byłem strasznie podekscytowany, że mogę oddać komuś cząstkę siebie. To była najlepsza decyzja w moim życiu.
Jak wyglądało pobranie komórek macierzystych?
Pojawiłem się w klinice z samego rana i od razu zostałem bardzo ciepło przyjęty przez personel medyczny. Cały czas towarzyszyła mi pozytywna energia. Pokazano mi maszynę do pobierania komórek macierzystych z krwi obwodowej i jeszcze raz wytłumaczono, jak pobranie będzie przebiegać. Samo pobranie trwało 4 godziny i przypominało oddanie krwi. Z jednej ręki wypływa krew, która trafia do maszyny, która odseparowuje komórki macierzyste. Później krew wraca drugą ręką do organizmu, a odseparowane komórki lecą do „bliźniaka genetycznego”, czyli w moim przypadku do USA.
Czy od razu wiedziałeś komu pomogłeś?
Po powrocie z kliniki otrzymałem telefon od pracownika Fundacji, że osoba,której pomogłem to 37-letnia kobieta ze Stanów Zjednoczonych. Można powiedzieć, że od tego momentu w moim życiu pojawiła się druga "siostra", chociaż nie wiedziałem jeszcze dokładnie, kim jest. Po kilku latach mogliśmy wymienić się danymi kontaktowymi. Dowiedziałem się wtedy, że Becky ma dzieci i, dzięki mojemu wsparciu, może być przy nich, może patrzeć jak dorastają.
Jakie to uczucie podarować komuś życie?
Hmm, niesamowite. Myślę, że można to uczucie porównać do narodzin dziecka. Oczywiście my, Dawcy, jesteśmy tylko jednym z elementów układanki w całym procesie. Tak naprawdę to osoby chore na nowotwory krwi toczą walkę z chorobą. My, oddając swój szpik lub komórki macierzyste, dajemy im i ich rodzinom nadzieję na powrót do zdrowia.
Czy to wyjątkowe uczucie udaje Ci się w pewnym sensie zatrzymać przy sobie poprzez tatuaże?
Dokładnie tak. Wszystkie moje tatuaże przypominają mi o tym ważnym wydarzeniu. W trudniejszych chwilach dodają mi siły.Zostaną ze mną już do końca życia.
To teraz pytanie, które może pomóc innym w podjęciu decyzji o rejestracji w bazie. Co boli bardziej – zrobienie tatuażu czy oddanie komórek macierzystych?
Zdecydowanie tatuaż. Oddanie komórek macierzystych z krwi obwodowej (a taką metodę stosuje się w 85%) to tak naprawdę dwa wkłucia przy zakładaniu wenflonów – i tyle! Te 4 godziny, które spędziłem na fotelu Dawcy były zdecydowanie przyjemniejsze niż 4 godziny w salonie tatuażu – a tyle spędziłem tam przy robieniu ostatniego z nich (pozdrowienia dla ekipy z Gulestus Tattoo!).
Co powiedziałbyś osobom, które się wahają i nie są pewne, czy zarejestrować się w bazie Dawców szpiku?
Nie bój się robić dobra! Dziś możesz uważać, że problem Ciebie nie dotyczy, a z drugiej strony czyjeś życie wisi na włosku. Kto wie, być może ta osoba czeka właśnie na Ciebie? Jeśli masz jakiekolwiek obawy, zachęcam do kontaktu mailowego/telefonicznegoz pracownikami Fundacji DKMS, którzy w 200% rozwieją wszystkieTwoje wątpliwości. A jeśli podejmiesz tę decyzję, wystarczy, że wejdziesz na www.dkms.pl/dobry-wzor i zamówisz bezpłatny pakiet rejestracyjny do domu. Pobierzesz wymaz z wewnętrznej strony policzka i odeślesz – to proste i bezbolesne. Kto wie, może po jakimś czasie do Ciebie też zadzwoni TEN telefon.